Poranne
spacery pierwszego dnia nowego roku, w mieście w którym wszyscy jeszcze śpią, nastrajają bardzo nostalgicznie.
Pamiętam
że jako mała dziewczynka, całymi dniami po szkole przesiadywałam w pracowni
mojej mamy. Mama pracowała w dekoratorni jednego z większych warszawskich powszechnych domów
towarowych. Jej zadaniem było dbanie o stronę wizualną domu handlowego: aranżowała
sklepowe witryny, ubierała manekiny w stroje z najnowszych kolekcji, ( pamiętam że wtedy jedyną chyba rozpoznawalną polską marką była "Moda Polska") zajmowała się wystrojem
tamtejszych stoisk i butików, ręcznie wypisywała ceny, bony towarowe oraz
informacje handlowe dla klientów, dbała o dekoracje zmieniające się w
zależności od pory roku.
Z
czasem dekoratornia przekształciła się w firmę, w której wraz z wspólniczką,
mama wykonywała na zlecenie szyldy reklamowe. Wnętrze pracowni było dla mnie - małej
dziewczynki - prawdziwym skarbcem intrygujących przedmiotów. Pamiętam ogromny ubrudzony
farbami stół stojący na środku na którym leżały duże blachy i szablony które zamalowywane były farbami olejnymi, wtalowymi. W czasach kiedy
technologia akrylu nie była jeszcze znana nie było lekko - farby brudziły,
długo schły i potwornie śmierdziały, potrzebne były rozpuszczalniki. Później zaczęto
stosować farby w sprayu a następnie - to już była prawdziwa rewolucja - farby zostały zastąpione folią samoprzylepną,
wycinaną ręcznie za pomocą nożyczek.
W dzisiejszych czasach, ówczesny "hand-made" zastąpiony został przez cyfrowe drukarki i plotery, a owe szablony, zalegające kiedyś na olbrzymich metalowych regałach, obecnie przechowywane są na pliku w komputerze z profesjonalnych graficznym oprogramowaniem.
W dzisiejszych czasach, ówczesny "hand-made" zastąpiony został przez cyfrowe drukarki i plotery, a owe szablony, zalegające kiedyś na olbrzymich metalowych regałach, obecnie przechowywane są na pliku w komputerze z profesjonalnych graficznym oprogramowaniem.
Na półkach pracowni było całe
mnóstwo skarbów : farb, kredek, ołówków, papieru milimetrowego, rozpuszczalników,
nożyczek, nożyków i kolorowych arkuszy folii samoprzylepnej. Przesiadywałam
tam całymi godzinami i malowałam, wycinałam, kleiłam, a w wolnych od rysowania chwilach
zamalowywałam zęby modelkom, których zdjęcia zdobiły stare niemieckie burdy i magazyny
modowe z lat 70 i 80 :-) Leżały tam one całymi stertami, sama nie wiem skąd i
po co :-) Ciekawe zajęcie, prawda ?
Po kilku latach dorosłam, poszłam na studia, firma została zamknięta, a mama zmieniła zawód. Temat "dekoracyjnego malarstwa" odszedł do lamusa, a mój kierunek studiów zupełnie nie był związany z niczym co mogło by sugerować, że kiedykolwiek farby i kredki znowu pójdą w ruch, mama zaś całkowicie się przekwalifikowała. Do czasu....
Dzisiaj sama mam małą pracownię, równie pełną intrygujących przedmiotów związanych z szyciem i malowaniem. Głównym elementem mojej pracowni jest maszyna, na której mama szyła kiedyś nam ubrania i chyba nigdy nie podejrzewała, że maszyna będzie jeszcze na siebie kiedyś zarabiać. Mój syn siedzi ze mną zawsze wieczorem i robi to samo co ja kiedyś kiedy byłam małą dziewczynką, no może poza tym zamalowywaniem zębów :-) Mówi że ze mną pracuje i wykonuje dla mnie projekty...to fakt
Dzisiaj sama mam małą pracownię, równie pełną intrygujących przedmiotów związanych z szyciem i malowaniem. Głównym elementem mojej pracowni jest maszyna, na której mama szyła kiedyś nam ubrania i chyba nigdy nie podejrzewała, że maszyna będzie jeszcze na siebie kiedyś zarabiać. Mój syn siedzi ze mną zawsze wieczorem i robi to samo co ja kiedyś kiedy byłam małą dziewczynką, no może poza tym zamalowywaniem zębów :-) Mówi że ze mną pracuje i wykonuje dla mnie projekty...to fakt
Każdy rok przynosi coś nowego, z
każdym rokiem jesteśmy lepsi, mądrzejsi, nowocześniejsi jednak trzeba przyznać że historia
lubi kręcić się w koło. Przekonuję się tym coraz dobitniej im dłużej jestem mamą :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz