A jak to się zaczęło ?
Zanim mama przyniosła maszynę, która miała stać się antidotum na jesienno-zimową smutałkę, bakcyla do szycia połknęłam całkiem przypadkowo w sercu "wyszywanek" - czyli w Łowiczu
"Wyszywanki", to tytuł komiksu jednej z moich ulubionych autorek - Marjanne Satrapi. W komiksie, po skończonej pracy, kobiety udają się na zasłużony odpoczynek aby napić się herbaty z samowaru i poplotkować trochę przy tytułowych wyszywankach. Jak mawia babcia, plotki oraz robótki ręczne są potrzebne bo pozwalają przewietrzyć sobie serce. Z pozoru banalne wyszywanki stają się jednak pretekstem do poważnych rozmów, nie tylko o życiu i o sytuacji kobiet w Iranie.
Dla mnie wyszywanki są przyjemnością, po skończonym dniu spędzonym głównie na zabawach z dziećmi oraz pracy, kiedy w domu zapada błoga cisza, siadam sobie, wymyślam i maluję, wyszywam i szyję. Dla mnie wyszywanki to wspaniały sposób na przewietrzenie sobie umysłu
A jak nie pracuję i nie szyję, to jeszcze lubię sobie :
zimą pojeździć na nartach (druga połowa na desce)
latem posiedzieć na plaży na której jest zimno i nikogo nie ma
...ale tak najbardziej, to lubię sobie posiedzieć w domu
i oczywiście szyć i malować, albo nie, malować i szyć !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz