czwartek, 11 sierpnia 2016

Zaczarowany Ogród

Za każdym razem kiedy przyjeżdżamy do dziadków, nie mogę przestać zachwycać się nad ich pięknym ogrodem. Może dlatego, że nie jest to taki zwyczajny ogród. W każdej wypielonej grządce, w każdym kilometrze skoszonej trawy, czy w nowym zasadzonym drzewie widać nie tylko wielkie poświęcenie, ale przede wszystkim serce. Patrząc na ten ogród widać najlepiej ile wysiłku trzeba włożyć aby to wszystko urosło i dojrzało oraz ile wyrzeczeń to kosztuje. Tak czy inaczej, trzeba pojechać daleko na wakacje aby tu wrócić i stwierdzić, że to właśnie pod tym starym orzechem,  na hamaku,  odpoczywa się najlepiej :-) 



No i tu właśnie można szaleć do woli, bez żadnego skrępowania - czy to nie jest właśnie definicja idealnych wakacji ! A przy okazji matka, w pięknych okolicznościach przyrody i w bujnym listowiu, może obfotografować wszystkie Bobołki  :-)
























środa, 29 czerwca 2016

U Pana Boga za piecem


Ogródek dziadków jest najfajniejszy na świecie. Można się bawić w nim do woli, biegać gołymi stópkami po trawie, a czasami nawet jak jest tak strasznie gorąco to zupełnie na golasa, można wziąć wtedy węża i podlać kwiatki a jak mama nie widzi to popodlewać też mojego młodszego brata, a potem mamę bo ona i tak na końcu też się będzie z tego śmiała. Ten wąż jest taki superowy bo ma na końcu pistolet więc można sobie z niego postrzelać. Można zrywać wiśnie prosto z drzewa i rozgniatać je palcami bo wtedy wszystko koloruje się na taki fajny czerwony kolor i jest wesoło, a babcia potem z tych wiśni co razem nazbieramy zrobi kompot. A poziomki to można zrywać z krzaczka i wkładać prosto do buzi. I rosną tam też boby, tylko ich nie można od razu zjadać. A mama wyrywa z ziemi jakieś dziwne liście, robi z nich sałatkę i każe nam to jeść i mówi że to zdrowe, a to jest przecież bleeeeeee.  I jest hamak i można się na nim bujać tak strasznie wysoko,  że aż prawie gałąź od orzecha się oberwie. Można się też pobujać ze starszą siostrą i ją zrzucić z hamaka a ona potem zabierze mi bucik i zawiesi go na drzewie, ale to nic bo przynajmniej można sobie wejść na drzewo żeby go zdjąć. Czasami trzeba przestać bujać się na hamaku, kiedy mój młodszy brat idzie na leżakowanie. Ale to nic bo wtedy mogę pobuszować w ogromnej stodole dziadka, ona jest taka wielka i można by tam tyle napsocić, ale nigdy mi się to nie udaje bo dziadek w porę mnie zauważy i krzyczy żebym wyszedł. No więc idę popsocić gdzie indziej.  A babcia to robi najlepsze ciasto z wiśni. A jak mama poprosi dziadka o trochę ziół do ususzenia na zimę, to on jej utnie od razu cały wielki bukiet. I w ogóle ci dziadkowie są strasznie fajni J  










 

 

















wtorek, 24 maja 2016

Jak sprawić aby dzieci polubiły natkę pietruszki ?



Co by tu dzisiaj ugotować tak aby dzieciaki zjadły ( już może nawet nie koniecznie ze smakiem, ale po prostu zjadły ? Oto jest pytanie !

Na razie nie mam jeszcze tak chytrego planu jak zachęcić moich małych domowników do zjedzenia kiełków lucerny, z jarmużem już jest progres, no i wreszcie, co zrobić aby legendarna pomidorówka trafiła do brzucha razem z natką pietruszki.

DOMOWE PESTO Z PIETRUSZKI !
 
Pęczek pietruszki wkładam do blendera, mieszam z oliwą z oliwek i orzechami włoskimi oraz dodaję pieprz i sól 

BINGO !!! 

Oni to jedzą, nie tylko z zupą, ale tym zielonym smaruję również kanapki, mieszam z białą kaszą gryczaną, polewam pomidorki i nie protestują... a i nawet małżonek do steka sobie chętnie tego zielonego trochę pożyczy .

Krem z pomidorów z pesto z pietruszki dobrze wchodzi ! A jak jeszcze z pesto uda się nam namalować Mistrza Jodę, czekając aż zupa ostygnie - to już w ogóle jest mistrz !!


czwartek, 12 maja 2016

Bobołki Gotują


Kiedy w sobotę rano mąż wraca z targu ze skrzynią pełną wiktuałów przyniesionych z targu i uśmiechem na twarzy to oznacza to tylko jedno, trzeba zamknąć warsztat krawiecki, zakasać rękawy i udać się do kuchni w celu przygotowania śniadania :-)

Rosołek pyrkocze sobie na lekkim ogniu, botwinka na chłodnik poszatkowana a szparagi na obiad obrane, zabieram się więc za krojenie pękatych rzodkiewek, które wymieszam zaraz z twarożkiem ze śmietanką. Świeżo ściętym szczypiorkiem z ogródka obklejam aż po same brzegi jeszcze ciepłe, rumiane bułeczki ... aż tu nagle dziecko mi mówi że "ble", że "fuj", że "nie" a tak w ogóle to "te bułki z trawą to są blee a zodkiewki scypią w język" i że na śniadanie to on poprosi o  "kanapecki w zołniezyki z pomidorkiem OBOK". Tak tak, obok, bowiem jak już zje się najpierw szynkę, a potem dopchnie się na końcu bułą z masłem, to na pomidorki często miejsca już nie starcza. Sam pomidorek oczywiście trafia w końcu do brzuszka, ale jest to możliwe dopiero w stanie hipnozy - czyli dziecko patrzy na bajkę, a matka chyłkiem wsadza pomidorka do buzi licząc, że dziecko może się nie zorientuje. 

Lubię ten nasz sobotni poranny chaos i to grymaszenie przy śniadaniu, i to plątanie się pod maminymi nogami w kuchni i te wszędobylskie małe łapki, i nawet już mi chyba nie przeszkadza jak talerz z owsianką wyląduje na głowie. No i w przeciwieństwie do moich dzieci lubię warzywa, bo one tak pięknie wychodzą na zdjęciach :-)  

 




I zaczarowany ogród dziadków, najpiękniejszy, dopieszczony w najmniejszym szczególe. To z niego pochodzi szczypiorek, który pachnie poranną rosą. Po drzewach,  które rosną w ogrodzie najlepiej widać upływający czas i to jak szybko rosną te nasze dzieci...