poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Babie lato

Ostatni week-end lata, czuć już w powietrzu nadchodzącą jesień. Jeszcze całkiem niedawno, na początku wakacji wspominałam nasze rodzinne granie w bule, a to już koniec. Sporo się zmieniło od tamtej pory. Przede wszystkim Bobołek znacznie utrudnia nam teraz granie bo nie leży już grzecznie na kocyku tylko plącze się pod nogami :-) Ale dajemy radę. I choć tegoroczne babie lato stara się przestraszyć jesień gorącymi temperaturami, kolory mówią same za siebie, zbliża się Jesień na ulicy Czereśniowej.



Chyba minęła zawierucha zamówień przed powrotem do szkoły. Mamy teraz więcej czasu na zabawy. No i projektujemy kolejne Bobołki. Tym razem uszyliśmy sobie przyborniki. Ja na swoje pędzle i szkicownik a M. na swoje nowe kredki :-) Poza tym zabieramy się za szycie plecaków dla starszych dzieci. Niedługo owoce naszej pracy zaprezentuję na blogu. Tymczasem chwalę się naszymi prototypami przyborników, uszytych z pięknego kuponu Tweedu zdobytego na wyprzedaży. Trochę je trzeba udoskonalić, ale najważniejsze że wiem już jak :-) :-) :-)




sobota, 22 sierpnia 2015

Nocne szycie

Ostatnio mam dość pracowity okres i każdą wolną chwilę kiedy nie bawimy się z dziećmi, poświęcam na szycie. Wakacje nie sprzyjają wczesnemu chodzeniu spać, więc tak czasem siedzę sobie wieczorami z dziećmi w pokoju, dobranocka dawno już minęła, na zegarze wybija kolejna godzina ( aż nawet nieprzyzwoicie pisać jaka :-) A ja tak sobie siedzę i myślę ile to już mogłabym uszyć gdyby te moje dzieciaki poszły wreszcie spać. Ale potem myślę sobie że tak naprawdę lubię patrzeć jak oni tak siedzą i każdy na swój sposób bawi się tą samą zabawką. Za 10 lat na ich pokoju będzie pewnie wisiała kartka z napisem : "proszę pukać" i wtedy to zatęsknię jeszcze za tymi czasami kiedy "nie mogłam szyć tyle ile bym chciała" :-)


Ale jednak kiedyś dzieci idą spać a mnie udaje się wkońcu usiąść do maszyny. Ostatnio miałam bardzo ciekawe zamówienie. Uszyłam worek z dziewczynką, która miała być podobna do właścicielki, z różowym berecikiem i wystającymi z niego loczkami. Do zamówienia, aby dodać otuchy dziewczynce która w tym roku pójdzie pierwszy raz do grupy maluszków, doszła jeszcze lala, tzn. piórnik. A potem mama Helenki stwierdziła, że może udało by się uszyć jeszcze taki sam plecak. No i udało się :-) Zawsze się udaje :-)



sobota, 15 sierpnia 2015

Montessori na kocyku

Od czasu kiedy mam stronę internetową, blog ten ewoluował raczej do roli pamiętnika. Mniej tu nowo uszytych torebek a więcej wspominków. Sama lubię tu zaglądać i cofać się w czasie, aby pooglądać nasze wspólne zabawy i czas spędzany razem. Teraz kiedy wakacje w pełni, spędzamy go razem naprawdę bardzo dużo. Szczęściarze są gdzieś nad wodą na wakacjach, pechowcy chodzą do zastępczego przedszkola, a my spędzamy dużo czasu na kocyku przed domem i bawimy się o tak : 

Jak zwykle dużo rysujemy, a potem oczywiście wcielamy się w bohaterów naszych ulubionych zabaw. Tutaj maska kota w butach, oczywiście uszyta przeze mnie przy dzielnej asyście mojego syna, ale można też zrobić z papieru, albo z naszego ulubionego ostatnio kartonu. I do tego gęsie pióro i kapelusz który przywieźliśmy z Wenecji....niestety juz nie należy do nas ;)



 A propos kartonu, tak bardzo weszło nam w krew budowanie zamków z piasku, że postanowiliśmy kontynuować tę tradycję za pomocą naszego ulubionego surowca zdobytego w Lidlu ( tam są najlepsze :-)))
Kiedy przeczytaliśmy wieczorem historię w "Mikołajku" w którym Tata Mikołaja budował zamek z kartonu, od razu było wiadomo co będziemy robić następnego dnia :-) 


Rano zamczysko wyglądało naprawdę majestatycznie. Mam tylko nadzieję, że nie podzieli losu zamku z Mikołajka i nie trafi w niego bomba z piłki nożnej :-)


McDonald oszukuje dzieci, orzekł mój syn po pierwszej (sic!) nieudanej wizycie w tej restauracji, bo w zestawach na które polował nie było już jego ukochanych Minionków ( a na drzwiach były!!!) ....mnie w sumie taki obrót sprawy jest całkiem na rękę :-) McDonald jest teraz be ! ... A Minionki i tak powstały z żółtych pudełeczek po jajkach z niespodzianką:-)


No i nasza ostatnia, edukacyjna zabawa. Uczymy się literek ( pewnie niedługo to już nawet 4 latki pójdą do szkoły więc trzeba się śpieszyć). Wymalowaliśmy pozbierane nad morzem kamienie, ale można z pewnością zastąpić je drewnianymi klockami na których można wykleić literki z gazet, albo jesienią pomalować kasztany. No i układać proste wyrazy. Całkiem fajnie się bawimy tymi kamiennymi scrabble'ami. Czujemy się jak Flinstonnowie :-) 


Przeglądamy sobie mapy, uczymy się zwierzątek : na Madagaskarze żyją Lemury, w Australii Płetwal Błękitny, a we Francji , o patrz mama, a we Francji żyje Kot w Butach :-)
I tak nam mijają ostatnie tygodnie lata na naszym kraciastym kocyku...niedługo przedszkole.

sobota, 8 sierpnia 2015

Wakacje pod Orzechem



Można przemierzać setki kilometrów w poszukiwaniu przygód, ale i tak ani Bałtycka Plaża ani Mazurskie Jeziora nie dorównają temu to najbliżej czyli wakacjom u dziadków. Przepyszna domowa kuchnia, cały czas spędzany na zabawach w przepięknym dopieszczonym w każdym najdrobniejszym szczególe ogrodzie, no i najważniejsze miejsce, stary orzech którego leniwie opadające konary umilają popołudniową drzemkę ( a podobno w Polsce są upały :-) Nie ma lepszego miejsca na ziemi. Z tak pełnymi bateriami,  torbą pełną domowych przetworów i głową pełną pomysłów wracamy do codzienności ! 


No i tak sobie myślę, że chyba czas wakacji dobiega powoli końca, no bo jeżeli siedzę pod orzechem i haftuję na plecaczkach imiona dzieci, tzn. że zbliża się sezon powrotów do szkół i przedszkoli. Na szczęście wakacje pod orzechem dały mi dużo twórczej energii !!!


niedziela, 2 sierpnia 2015

Spontan

Nie ma to jak jechać do sklepu po gacie, wrócić z namiotem i następnego dnia rozstawić go na mazurach. A na mazurach spotkać na pomoście cudownych ludzi, przegadać z nimi pół nocy  podczas gdy nasze dzieci smacznie sobie chrapią kilka metrów dalej w namiotach ( nawet nie trzeba elektronicznej niani, w takiej głuszy słychać nawet jak mrówki idą w nocy na siku ) ...no i co najciekawsze stwierdzić że w realu mieszka się w tej samej dzielnicy. I choć pogoda nas nie rozpieszczała, to był to jeden z najbardziej udanych week-endów. Spontaniczne decyzje często okazują się strzałem w dziesiątkę :-)))