czwartek, 12 maja 2016

Bobołki Gotują


Kiedy w sobotę rano mąż wraca z targu ze skrzynią pełną wiktuałów przyniesionych z targu i uśmiechem na twarzy to oznacza to tylko jedno, trzeba zamknąć warsztat krawiecki, zakasać rękawy i udać się do kuchni w celu przygotowania śniadania :-)

Rosołek pyrkocze sobie na lekkim ogniu, botwinka na chłodnik poszatkowana a szparagi na obiad obrane, zabieram się więc za krojenie pękatych rzodkiewek, które wymieszam zaraz z twarożkiem ze śmietanką. Świeżo ściętym szczypiorkiem z ogródka obklejam aż po same brzegi jeszcze ciepłe, rumiane bułeczki ... aż tu nagle dziecko mi mówi że "ble", że "fuj", że "nie" a tak w ogóle to "te bułki z trawą to są blee a zodkiewki scypią w język" i że na śniadanie to on poprosi o  "kanapecki w zołniezyki z pomidorkiem OBOK". Tak tak, obok, bowiem jak już zje się najpierw szynkę, a potem dopchnie się na końcu bułą z masłem, to na pomidorki często miejsca już nie starcza. Sam pomidorek oczywiście trafia w końcu do brzuszka, ale jest to możliwe dopiero w stanie hipnozy - czyli dziecko patrzy na bajkę, a matka chyłkiem wsadza pomidorka do buzi licząc, że dziecko może się nie zorientuje. 

Lubię ten nasz sobotni poranny chaos i to grymaszenie przy śniadaniu, i to plątanie się pod maminymi nogami w kuchni i te wszędobylskie małe łapki, i nawet już mi chyba nie przeszkadza jak talerz z owsianką wyląduje na głowie. No i w przeciwieństwie do moich dzieci lubię warzywa, bo one tak pięknie wychodzą na zdjęciach :-)  

 




I zaczarowany ogród dziadków, najpiękniejszy, dopieszczony w najmniejszym szczególe. To z niego pochodzi szczypiorek, który pachnie poranną rosą. Po drzewach,  które rosną w ogrodzie najlepiej widać upływający czas i to jak szybko rosną te nasze dzieci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz