piątek, 1 stycznia 2016

Dekoratornia



           
Poranne spacery pierwszego dnia nowego roku, w mieście w którym wszyscy jeszcze śpią, nastrajają bardzo nostalgicznie. 

Pamiętam że jako mała dziewczynka, całymi dniami po szkole przesiadywałam w pracowni mojej mamy. Mama pracowała w dekoratorni jednego z większych warszawskich powszechnych domów towarowych.  Jej zadaniem było dbanie o stronę wizualną domu handlowego: aranżowała sklepowe witryny, ubierała manekiny w stroje z najnowszych kolekcji, ( pamiętam że wtedy jedyną chyba rozpoznawalną polską marką była "Moda Polska") zajmowała się wystrojem tamtejszych stoisk i butików, ręcznie wypisywała ceny, bony towarowe oraz informacje handlowe dla klientów, dbała o dekoracje zmieniające się w zależności od pory roku.

Z czasem dekoratornia przekształciła się w firmę, w której wraz z wspólniczką, mama wykonywała na zlecenie szyldy reklamowe.  Wnętrze pracowni było dla mnie - małej dziewczynki - prawdziwym skarbcem intrygujących przedmiotów. Pamiętam ogromny ubrudzony farbami stół stojący na środku na którym leżały duże blachy i szablony które zamalowywane były  farbami olejnymi, wtalowymi. W czasach kiedy technologia akrylu nie była jeszcze znana nie było lekko - farby brudziły, długo schły i potwornie śmierdziały, potrzebne były rozpuszczalniki. Później zaczęto stosować farby w sprayu a następnie - to już była prawdziwa rewolucja - farby zostały zastąpione folią samoprzylepną, wycinaną  ręcznie za pomocą nożyczek.
W dzisiejszych czasach, ówczesny "hand-made" zastąpiony został przez cyfrowe drukarki i plotery, a owe szablony, zalegające kiedyś na olbrzymich metalowych regałach, obecnie przechowywane są na pliku w komputerze z profesjonalnych graficznym oprogramowaniem.
Na półkach pracowni było całe mnóstwo skarbów : farb, kredek, ołówków, papieru milimetrowego, rozpuszczalników, nożyczek, nożyków i kolorowych arkuszy folii samoprzylepnej. Przesiadywałam tam całymi godzinami i malowałam, wycinałam, kleiłam, a w wolnych od rysowania chwilach zamalowywałam zęby modelkom, których zdjęcia zdobiły stare niemieckie burdy i magazyny modowe z lat 70 i 80 :-) Leżały tam one całymi stertami, sama nie wiem skąd i po co :-) Ciekawe zajęcie, prawda ?

Po kilku latach dorosłam, poszłam na studia, firma została zamknięta, a mama zmieniła zawód. Temat "dekoracyjnego malarstwa" odszedł do lamusa, a mój kierunek studiów zupełnie nie był związany z niczym co mogło by sugerować, że kiedykolwiek farby i kredki znowu pójdą w ruch, mama zaś całkowicie się przekwalifikowała. Do czasu....

Dzisiaj sama mam małą pracownię, równie pełną intrygujących przedmiotów związanych z szyciem i malowaniem. Głównym elementem mojej pracowni jest maszyna, na której mama szyła kiedyś nam ubrania i chyba nigdy nie podejrzewała, że maszyna będzie jeszcze na siebie kiedyś zarabiać. Mój syn siedzi ze mną zawsze wieczorem i robi to samo co ja kiedyś kiedy byłam małą dziewczynką, no może poza tym zamalowywaniem zębów :-) Mówi że ze mną pracuje i wykonuje dla mnie projekty...to fakt

Każdy rok przynosi coś nowego, z każdym rokiem jesteśmy lepsi, mądrzejsi, nowocześniejsi jednak trzeba przyznać że historia lubi kręcić się w koło. Przekonuję się tym coraz dobitniej im dłużej jestem mamą  :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz